BananasW środkowo-wschodniej Afryce leży pewien kraj. Nazywa się Rwanda. Ponad 30 % jego mieszkańców to analfabeci. Do tego większość mających tam pracę, całe dnie spędza próbując uprawiać ziemię na suchych polach. I jakby tego było mało, Rwandzka Republika jest jednym z najbardziej zaludnionych afrykańskich państw, w którym stale brak żywności, za to wszechobecna jest panosząca się na każdym kroku bieda. W takim przypadku czego mogą najbardziej chcieć jej mieszkańcy? Jedzenia? Pracy? Pudło!
Wg tamtejszego rządu i prezydenta Paula Kamagame brakuje zupełnie czegoś innego. Czego? Komputerów! Tak, nie przesłyszeliście się! Kraj, w którym 60 % ludności żyje na poziomie ubóstwa, wg rządzących potrzebuje informatyzacji. Jak donosi „Przekrój”, do 2020 roku w 10-milionowym Rwandzie zatrudnionych zostanie blisko 50 tysięcy … programistów. Mało tego. Już w 2010 roku rząd zapowiadał, że do 2012 każde dziecko w wieku 9-12 lat będzie miało laptopa podłączonego do Internetu i internetowej biblioteki. Prezydent wierzy, że informatyzacja przyczyni się do ekspresowego boomu gospodarczego.

Prawdę powiedziawszy ni jak nie mogę tego zrozumieć. Chyba musiałbym tam pomieszkać parę lat, by odgadnąć słuszność, która kryje się za poczynaniami tamtejszego prezydenta. No bo jak myśleć o pracy z laptopem, gdy ojciec z matką całymi dniami harują na wrzącej od ciepła ziemi, by zarobić na jedzenie. I choć się starają jak mogą, w miesiącu zdarzają się dni, w których muszą zasypiać z pustymi żołądkami. Czy rzeczywiście w takiej sytuacji komputery i dwunastolatkowie wyzwolą kraj spod nędzy i głodu? Firm komputerowych raczej nie założą, a czerpanie wiedzy? Wszechmądra Wikipedia powiada, że językami urzędowymi są tam angielski, francuski i … ruanda-rundi. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by biegle angielszczyzną potrafili się posługiwać mali mieszkańcy Rwandy. A skoro tak, to co im z Internetu, w którym wiele raczej nie wyczytają w języku ruanda-rundi? E-biblioteki? Nie lepiej by było kupić książki w wersji papierowej? Można by ich było kupić więcej i zdecydowanie łatwiej z nich byłoby korzystać.

Nie! Nie mówcie, że jestem przeciwnikiem informatyzacji afrykańskiej krainy, tylko powiedzcie po czorta to robić, skoro wiele to nie da, a jak głodowali mieszkańcy Rwandy, tak głodować nadal niestety będą. W takim razie czy nie lepiej przeznaczyć te pieniądze na coś innego? Tak, by zapobiec kolejnym głodówkom? A już na pewno nie warto w tej chwili wydawać niemałej kasy na laptopy, które i smaczne też nie są. Jeszcze dojdzie do tego, że zdenerwowani mieszkańcy będą nimi rzucać, bo ni jak nie uda im się z pomocą przenośnych komputerów walczyć z nędzą. I tym sposobem zobaczymy na drzewach banany w towarzystwie supernowoczesnych komputerów! A głód jak był, tak będzie. No chyba, że prezydent liczy na to, że widząc na lśniącym monitorze komputera obrazek pysznego schabowego, mieszkańcom minie głód. Ale jakoś w to nie wierzę, tak samo jak w śmieszność tego stwierdzenia. Nawet nie śmiem z tego żartować, bo to nie jest na to odpowiednia pora.

P.S- laptopy mają być plastikowe, zaś ulepszona wersja nie dość, że będzie wodoodporna, to na dodatek będzie odporna przed silnym słońcem. Fantastycznie, tylko kto o zdrowych zmysłach będzie chciał pracować na dworze z lejącym się po czole pocie? Naprawdę nie będzie innych miejsc, gdzie można popracować? Chyba, że dzieci będą korzystać z tych laptopów na polach, w czasie, gdy ich rodzice będą próbowali uprawiać cholernie suchą ziemię. Tak, na pewno właśnie tak będzie. Mały, dwunastoletni Jasio będzie w Internecie rozsyłał zaproszenia na rwandawskiej wersji naszej-klasy, będzie relaksował się grając w gry online, a później zajmie się studiowaniem materiałów przesłanych przez studentów Oxfordu. Tak, na pewno tak będzie. Prezydent Rwandy miał rację…

Foto: zdjęcie pochodzi z zasobów Wikipedii.