Kiszczak mem

Mem. Nad siedzącym Czesławem Kiszczakiem stoi jego żona. Powyżej napis „Bolek w pawlaczu”. Do tego dopisek poniżej „Reszta za boazerią w sypialni i w nodze od stołu w kuchni”. Nic dodać, nic ująć…

Załóżmy, że w pawlaczu żony gen. Kiszczaka znaleziono dokumenty, które potwierdzą, że Lech Wałęsa był TW „Bolek”. No i co z tego?
Czy w naszym narodowym kanonie autorytetów jest aż tak tłoczno i duszno, że możemy niszczyć największe skarby?
Za granicą, szczególnie za oceanem, sukces można odtrąbić w momencie, gdy obcokrajowiec wie, gdzie leży Polska. Szampana można otwierać zaraz po tym, jak potrafi wymienić słynnego Polaka z naszej krótkiej listy „międzynarodowych gwiazd” – Jana Pawła II, Lecha Wałęsę, Zbigniewa Bońka, czy Roberta Lewandowskiego.

Zastanówmy się, jeśli zajdzie taka potrzeba – puknijmy się w czoło i nie burzmy  niezbyt biało-czarnej legendy Lecha Wałęsy. Nawet jeżeli był „kapusiem”, jak zwykle nazywają go przeciwnicy. Bądźmy szczerzy. To symbioza, w której prezydent Wałęsa dba o nasz PR za granicą. Nie wierzcie tym, którzy twierdzą, że jego legenda już dawno przestała świecić.I co, jeśli nawet współpracował? Czy to coś zmieni w naszym życiu? Stanieje paliwo, zamiast 500 zł na dziecko dostaniemy 600 zł? Zresztą co my możemy dzisiaj o tym wiedzieć? Nikt z nas nie był w butach Lecha Wałęsy i na pewno to już się nie zmieni.


 

Wskażcie mi dzisiaj drugiego Polaka, który cieszy się takim poważaniem na świecie (paradoksalnie wszędzie, poza swoją ojczyzną). Ciężki orzech do zgryzienia, prawda? Proszę, zostawmy tego 72-latka w spokoju. Tak będzie lepiej, zarówno dla nas, jak i dla samego Lecha Wałęsy. Nie zadeptujmy legendy, która „robi nam dobrze” za granicą.