– Czego najbardziej się Pan boi w trakcie jazdy rajdówką?

– Najważniejsze jest, by przed wejściem do samochodu mieć czystą głowę. Podstawowy cel – skupić się na jeździe autem i jak najszybciej, najlepiej bezbłędnie jak robot, przejechać z punktu A do punktu B. W czasie jazdy właściwie nie ma nawet momentu na to, by się stresować, bo wszystko rozgrywa się w etapach mierzonych ułamkami sekund, decydujących o dalszym życiu lub śmierci.

– Jak w takim razie „oczyszcza” Pan głowę przed treningiem?

– Nie mogę robić wszystkiego sam, więc bardzo ważne jest, by wokół siebie mieć ludzi, którzy swoją pracą i zaangażowaniem dają komfort i poczucie bezpieczeństwa, przez co moja głowa nie jest zaśmiecana. Tacy ludzie potrafią mnie wesprzeć, jeśli widzą, że tego potrzebuję. Czasami ich zachowania czy słowa mogą wydawać się czy brzmieć naiwnie. Dla mnie ważne jest jednak, że czasami poklepanie po plecach czy proste słowo wsparcia na mnie działają. Niekiedy pomaga coś tak drobnego i prostego jak opowiedzenie dowcipu. Dzięki ludziom, którzy są blisko mnie mogę czuć się pewnie i zapominać o ciężkich sytuacjach takich jak ta sprzed lat. Miałem wtedy problem z startem w kolejnym rajdzie, bo nie miałem za co odbudować rozbitego samochodu.

– Trzeba było go ubezpieczyć…

02 KAJETANOWICZ Kajetan BARAN Jaroslaw FORD FIESTA RS action during the 2015 European Rally Championship ERC Azores rally, from June 3 to 6th, at Ponta Delgada, Portugal. Photo Gregory Lenormand / DPPI
Rajd Azorów 2015. Fot. FIA ERC.

Rajd Azorów 2015. Fot. FIA ERC

Rajd Azorów 2015. Fot. FIA ERC

– To graniczy z cudem. Proszę pamiętać, że samochód, który wynajmuję na rajdy z polskiego oddziału M-Sportu wart jest milion złotych, a ryzyko wypadku w rajdach jest zbyt duże, by opłacało się to ubezpieczycielowi. Inne firmy proponują składki absurdalne. Kilka lat temu płaciłem rocznie 100 tysięcy złotych ubezpieczając znacznie tańszy samochód niż Fiesta R5. Niestety w trakcie testów przed Rajdem Rzeszowskim po ósmym przejeździe odcinka postanowiłem jechać bez pilota, pomyliłem drogę i zamiast wjechać w zakręt z prędkością 80 km/h wjechałem przy 140 km/h i po dużym dachowaniu znalazłem się 70 metrów od drogi. Po tym incydencie ubezpieczyciel podniósł składkę o 100 procent, więc postanowiliśmy nie korzystać z tej oferty (uśmiech).

– Dachowania zdarzają się często?

– Na początku kariery zdarzały mi się przygody czy wypadki. Teraz raczej się z tym ustatkowałem. Myślę, że łącznie mam na swoim koncie dziesięć wypadków na kilkanaście lat startów, czyli proporcje są w miarę OK (śmiech). A dachowania paradoksalnie są jednymi z „lepszych” wypadków na rajdach, bo rolując powoli wytracamy dużą prędkość, co jest łagodniejsze dla organizmu. Zawsze po wypadnięciu pierwszą myślą z drogi jest pytanie – czy wszyscy są cali? Jeżeli jest to rajd, od razu pytasz siebie – czy da się jechać dalej. Przez to dochodzi czasem do absurdalnych sytuacji. W tym roku w trakcie Rajdu Lipawy na Łotwie jechaliśmy po zmroku, nieco za mocno ściąłem zakręt i wpadłem do rowu, którego nie było widać w snopie świateł odbijającym się od śniegu. Od razu zacząłem krzyczeć kibicom – Do przodu pchajcie! Oni zasmuceni odkrzyknęli, że przecież nie mamy koła i chyba nie damy rady jechać dalej (uśmiech).