Jesteśmy gorsi niż celebryci. W przeciwieństwie do nich swoją prywatność oddajemy za darmo… Na portalach społecznościowych publikujemy zdjęcia z wakacji po to, by nasi znajomi mieli o czym plotkować. Chwalimy się fotkami z gwiazdami, pięknymi widokami i fotorelacją z wesela. Świadomie – a może i nie – dajemy im powody do zazdrości. Każdy z nas tworzy osobisty portal plotkarski, ot taki Pudelek. Z tą różnicą, że mówią o naszych facebookowych publikacjach tylko znajomi, a pieniądze na tym zbija jedynie Facebook.
Wiele osób dworuje z gwiazd i z tego, że sprzedają swoją prywatność – dają się namówić na publikacje w kolorowych gazetach zdjęć z wakacji i nowo narodzonego potomstwa. A przecież my robimy to samo. Z tą różnicą, że za każdą taką sesję celebryci dostają po kilkadziesiąt tysięcy złotych plus darmowy pobyt w ciepłych krajach. Za to my, zwykli śmiertelnicy musimy się zadowolić co najwyżej „lajkami”. Co najśmieszniejsze, nikt nas do tego nie zmusza. Ale wiadomo, każdy chce być trendy. Pewnie stąd biorą się wyścigi – kto pierwszy wrzuci na Facebooka „słitfocie” z koncertu albo nawet z urodzin znajomego.
Każdy z nas pamięta bajkę o niebieskich stworach. Jednym z nich był Smerf Laluś, który uwielbiał oglądać się w lustrze. My też mamy w sobie pierwiastek narcyzmu. Tyle tylko, że zamieniliśmy lusterko na szklany ekran i konto na portalu społecznościowym. Chcemy, żeby nas podziwiano, nawet jeśli tym sposobem dajemy zarobić innym i obnażamy się z ostatków prywatności. Zresztą nawet nie zwracamy uwagi na to, że publikując zdjęcie na Facebooku godzimy się na to, by właściciel portalu mógł z tym zdjęciem robić, co mu się tylko rzewnie podoba. Przecież publikacja oznacza dobrowolne przekazanie praw autorskich. Dzięki temu Facebook ma takie samo prawo do wykorzystywania naszych zdjęć – np. w reklamach – jak my.
W takim razie czy zazdrość i chęć wzbudzania tego uczucia są chorobami? Chyba nie, bo w przeciwnym razie musielibyśmy uznać, że wszyscy są chorzy. A tak być nie może. W końcu nikomu niczego nie zazdrościmy – ani tych pięknych samochodów, ani tych cholernie ślicznych domów, ani nawet wielkich pieniędzy i sławy. Po co to komu! Same problemy to przyciąga! A, że naśladujemy tych pięknych i bogatych to tylko przypadek. A już na pewno nie zazdrość i chęć bycia takimi jak oni. Prawda?…
Co sobota nowy felieton z cyklu „Pyzia, jego mać!”