Bollywood, przyprawy, pola herbaciane i świątynie, do których wchodzi się na boso. To wszystko to symbole jednego z najludniejszych krajów na świecie. Indie, bo o nich mowa, po Chinach są na świecie numerem dwa pod względem liczby ludności. Mieszka tutaj aż 1,339 miliarda osób!

Republika Indii składa się z 29 stanów. Każdy z nich przypomina osobny kraj, co na każdym kroku podkreślają tutejsi mieszkańcy. Większość, bo około 80 procent mieszkańców, wyznaje Hinduizm i wierzy w istnienie 330 milionów bogów. To tyle słowem wstępu. Tymczasem przenieśmy się do samych Indii.

 

PIERWSZE NA ŚWIECIE LOTNISKO ZASILANE ENERGIĄ SŁONECZNĄ

Duszne powietrze uderza o twarze turystów wysiadających z drobnego samolotu. Jesteśmy na lotnisku w Cochin, znajdujących się w stanie Kerala. Nawiasem mówiąc, to jeden z najlepiej rozwiniętych stanów w Indiach, co widać już na pierwszy rzut oka. Jak podkreślają lokalne władze, Międzynarodowy Port Lotniczy w Cochin jest pierwszym na świecie lotniskiem w pełni zasilanym energią słoneczną. Za inwestycją stoi blisko 10 tysięcy inwestorów z 30 krajów!

 

SERDECZNOŚĆ MOŻE ZGUBIĆ

Nic dziwnego, że inwestorów jest tak wielu. W końcu Hindusi są bardzo otwarci i serdeczni. Dla nich Europejczycy są swego rodzaju atrakcją. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, gdy napotkani Hindusi będą nas prosić o wspólne selfie. Sam tego doświadczyłem na własnej skórze kilka razy, włącznie z fryzjerem, który w trakcie strzyżenia wyszedł ze swojego zakładu, by zapytać czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie. W przypadku problemów również nie brakowało chętnych do pomocy. Jednak na to trzeba uważać, bowiem Hindusi szczególnie, gdy pytamy ich o drogę, bardzo często mogą wskazywać zupełnie błędną ścieżkę. I nie jest to w żadnym wypadku oznaka ludzkiej złośliwości, a jednie chęć zatuszowania własnej niewiedzy. No bo jak to – jestem Hindusem i nie znam swojego kraju?! Toż to nie wypada!

 

KLAKSON TO PODSTAWA

Hindusi kochają wszystko, co wielkie. Tutejsze salony samochodowe, galerie handlowe czy sklepy z elektroniką są ogromne. Podobnie zresztą jak tutejsze zasady ruchu drogowego – one również zaskakują. Przede wszystkim ciężko jest się nam przyzwyczaić do lewostronnego ruchu, który poza Anglią jest niezbyt częstym widokiem w Europie. Dodatkowo przejście na drugą stronę ruchliwej ulicy dla obcokrajowców stanowi nie lada wyzwanie. Nieprzypadkowo Hindusi mawiają: Patrz na lewo i prawo, jednocześnie módl się do Boga i idź!

Oczywiście w teorii wygląda to nieco inaczej. Zasada pierwszeństwa na drodze wygląda tak, że najpierw pierwszeństwo mają krowy, później piesi, dalej motocykle, osobowe samochody i na końcu ciężarówki. Te ostatnie zresztą mają jeszcze coś, co wyróżnia tutejsze samochody. Zazwyczaj właśnie na dużych samochodach dostawczych możemy z tyłu dostrzec napis „Sound Horn”. Co on oznacza? Otóż tym sposobem indyjscy kierowcy ciężarówek zwracają uwagę, by podjeżdżając z tyłu do ich samochodu trąbić – koniecznie dwa razy – dzięki temu ostrzegamy ich i nakazujemy, by ci jechali uważnie i unikali gwałtownego hamowania, które mogłoby spowodować, że wjechalibyśmy w tył ich ciężarówki. Poza tym klakson w Indiach jest tak samo ważny w samochodach, jak opony. Tutaj trąbi się na każdym kroku. Nieważne czy jedziemy w górach krętą drogą i chcemy ostrzec kogoś, kto jest za zakrętem, czy jedziemy środkiem miejskiej drogi. Hindusi kochają odgłosy swoich klaksonów. Dodatkowo jeżdżąc samochodami po Indiach, musimy zaakceptować fakt, że tutaj nie jeździ się na centymetry, a wręcz na milimetry. Właściwie każdy kawałek drogi i pobocza musi być wykorzystany, nic nie może się zmarnować. W większości miast nieodłącznym elementem ulic są także korki prowadzące do niezbyt cenionej tutaj punktualności. Z lotniska w indyjskim Cochin do hotelu mieliśmy 11 kilometrów. W ile minut pokonaliśmy ten odcinek? W blisko dwie godziny! Co gorsza, i tak podobno był to dobry wynik…

W związku z tym odpowiedzią na korki są wszechobecne tuk-tuki, które w Indiach są nazywane rikszami. Jak stwierdził zaprzyjaźniony Hindus, palą one około 3,8 litra benzyny na 100 kilometrów.

Ciężarówka - Indie

RĘKA, KTÓRA ZAWSZE BĘDZIE NIECZYSTA

W żadnym wypadku w Indiach nie powinno się jeść lewą ręką, bowiem jest ona tutaj uważana za rękę nieczystą. Za to w domach i w stołówkach, w których żywią się „lokalsi”, je się rękami, bez żadnych sztućców. Ryż, dajmy na to z kawałkami kurczaka, ugniata się w małe kuleczki, które lądują wprost w buzi jedzącego. Sztućce są przeznaczone jedynie dla turystów, dlatego kontaktu z nimi można doświadczyć przede wszystkim w hotelach i w restauracjach.

Nie mówiąc o tym, że jeżeli zostaniemy zaproszeni do hinduskiego domu, to nie wypada odmawiać jedzenia już po przystawkach. Jeśli chcemy być kulturalni, należy zjeść wszystko – od przystawki, przez danie główne, na deserze kończąc. Tym bardziej, że indyjskie jedzenie jest naprawdę dobre, choć i również bardzo zróżnicowane. Kilka dni po tym, jak z Indii poleciałem do Malediwów, na miejscu obsługiwał nas hinduski kelner. Kiedy tylko usłyszał, że właśnie przylecieliśmy z Indii, zaczął nas wypytywać o wrażenia dotyczące pobytu w jego ojczyźnie. Okazało się, że on pochodził z północy Indii, gdzie arabskie wpływy dają o sobie znać. My na południu w Kerali jedliśmy niemalże wszystko w curry, on zaś stwierdził, że nic z tego, by nie zjadł, bo byłoby to dla niego za ostre. U niego zaś większość potraw przygotowuje się na słodko. Zaczynając na śniadaniach, a kończąc na kolacjach. Poza tym Hindusi są wyjątkowo dumni ze swojej kultury. Z radością opowiadają na pytania dotyczące Indii, w hotelach zaś, kiedy tylko trafimy na tzw. „szwedzki stół”, oprowadzają turystów po restauracji, opisują wszystkie potrawy i zdradzają, które ich zdaniem są najlepsze.

 

BEZ PRZYPRAW ANI RUSZ

Pisząc o Indiach, nie sposób pominąć przyprawy, obecne tutaj na każdym kroku. W hinduskiej kuchni kolendra, imbir, papryka chilli, pieprz czy gałka muszkatołowa to często przyprawy obowiązkowe. Nieprzypadkowo zresztą, bowiem w Indiach roi się od plantacji przypraw. A same przyprawy, zdaniem Hindusów mają cenne właściwości. Np. gałka muszkatołowa wpływa na popęd seksualny, a picie zielonej herbaty z kardamonem jest idealną drogą do szybkiego schudnięcia. Przy okazji dowiedziałem się, dlaczego kardamon jest tak drogą przyprawą. Wszystko przez to, że z kilograma jedynie 20 gram jest towarem pierwszej jakości. Do tego wszystkiego dochodzą położone wysoko w górach przepiękne plantacje herbaty. Można je zobaczyć chociażby we wspomnianej Kerali, gdzie w okolicach Munnaru niemalże każde wzgórze wypełnione jest krzewami herbaty. A ta jest tutaj wyjątkowo popularna, szczególnie „masala tea”, będąca mieszanką przypraw i czarnej herbaty. Do tego koniecznie trzeba dodać kilka kropli mleka. Co do alkoholu, na wsiach bardzo często pija się nalewkę kokosową, znaną również jako wino palmowe, nazywane tutaj „toddy”. Ten biały trunek produkuje się z soku kwiatów palm. W produkcji chodzi o nacięcie łodygi i podstawienie naczynia, do którego spływa biały sok. Dalej następuje fermentacja. Następnie już po dwóch godzinach dostajemy słabe wino. Po czterech – nieco mocniejsze. Poza tym wielu Hindusów uważa, że piwo jest dla kobiet.

Indie - Kerala

CZY W INDIACH JEST BRUDNO?

Nie ma co ukrywać, że dla większości Polaków Indie kojarzą się z wszechobecnym brudem. Historie o Delhi, w których krowie łajno jest nakrywane dywanami, może działać na wyobraźnię. Podobnie jak informacja o tym, że w Delhi każdy skrawek ziemi jest zamieszkały, nawet pasy zieleni przecinające pasy jezdni zamieszkują całe rodziny z dziećmi, często chodzące nago. W Kerali jest nieco inaczej. W większej części tego stanu w oczy rzuca się porządek. Choć oczywiście, zdarzają się wyjątki i możemy napotkać przepiękny wodospad, gdzie lokalni turyści robią zdjęcia i przy okazji wyrzucają śmieci.

Poza tym mentalność Hindusów od lat jest ta sama. Wyrzucają śmierci gdziekolwiek. Najlepiej widać to, gdy w Alappuli, nazywanej Wenecją Wschodu, płynie się kanałami, wzdłuż których mieszkają Hindusi. We wspomnianej wodzie robią oni dosłownie wszystko. Kąpią się, myją zęby, myją naczynia, załatwiają się i robią pranie. Dźwięk uderzanego prania o nabrzeżne kamienie rozchodzi się po całym kanale. Po co to robią? Twierdzą, że uderzanie prania o kamienie sprawia, że z ubrań wydostaje się brud, zastępując tym samym wirowanie w pralce. I również do tych kanałów wyrzucają śmieci. Sam byłem świadkiem tego, jak Hindus wziął reklamówkę ze świeżo zakupionym mydłem. Otworzył opakowanie, następnie razem z reklamówką wrzucił je do wody, po czym bez żadnej krępacji zaczął się myć nie zważając uwagi na pobliskie łodzie!

 

KIWANIE, KTÓREGO NIKT SPOZA INDII NIE ROZUMIE

Mieszkańcy Indii znani są z czegoś jeszcze. To właśnie tutaj zobaczycie charakterystyczne lekkie kiwanie głową, które niezorientowanego turystę może doprowadzić do szału. Chodzi o to, że ich przytaknięcie polega na lekkim przesunięciu głowy na boki. To nawet nie potrząśnięcie, co bardziej lekkie kiwanie tak, jakby ta głowa była ulokowana na jakiś niewidzialnych zawiasach. Co więcej, bardzo podobny ruch jest wykonywany również wtedy, gdy Hindusi chcą czemuś zaprzeczyć. Ludziom spoza Indii trudno odczytać co oznacza to kiwanie. Zaprzeczenie, przytakniecie? Dla nas te ruchy wydają się takie same.

 

ŚWIĘTE KROWY. ALE CZY ABY NA PEWNO?

Trudno znaleźć kogoś, kto nie słyszał o świętych krowach w Indiach. Co to jednak dokładnie znaczy, wie już mało kto. A prawda jest taka, że wszystko ma swój początek w hinduistycznych świętych pismach, które mówią o tym, że krowa, jako dawczyni mleka, jest jedną z siedmiu matek człowieka. To tyle teorii. A jak to wygląda w praktyce? Owszem, krowy można spotkać luźno chodzące na ulicy. I nikt nic sobie z tego nie robi. Co prawda krowy są święte, ale… da się je również znaleźć w restauracji podane wprost na talerzu. Nie wspominając już o hinduskiej tolerancji, która dała mi o sobie znać, gdy w Kerali mając za sobą obraz Hare Kryszny i świętej krowy otrzymałem na talerzu gorącą wołowinę. Nikomu to nie przeszkadzało. Bo tak naprawdę – cytując lokalnego przewodnika – tutaj krowy się szanuje, ale ich się nie czci. Co prawda znajdują się w Indiach stany, gdzie za zabicie krowy grożą więzienia, jednak w Kerali na ubój i spożywanie wołowiny nie są nałożone żadne ograniczenia. Dlatego dla tutejszych Hindusów weekendowy obiad w postaci wołowiny coraz częściej nie jest już niczym nadzwyczajnym. Przy okazji krów warto jeszcze dodać, że Indie są największym eksporterem wołowiny na świecie!

Indie - Kerala. Pola herbaciane

KTO JEST NAJBARDZIEJ ZNANYM POLAKIEM W INDIACH?

Jeśli chodzi o sport, Hindusi kochają krykiet. To sport, którym żyje cały kraj. Ale jest też sporo miłośników piłki nożnej, których można spotkać przede wszystkim w Kerali. I to właśnie oni, jeśli pytają nas o to skąd pochodzimy i słyszą odpowiedź „Polska”, szybko wykrzykują „Robert Lewandowski” lub Jan Paweł II. Dochodzi nawet do tego, że gdy trafimy na plantację przypraw i przewodnik pokazuje roślinę o nazwie chlebowiec, słyszymy, że indyjski chlebowiec nie cuchnie w przeciwieństwie do tajlandzkiego duriana, dlatego ich indyjski chlebowiec to taki Lewandowski, a tajlandzki durian to po prostu Cristiano Ronaldo! Warto też wspomnieć, rodzice wcale nie marzą, by ich nowonarodzony syn został piłkarzem. Zdecydowanie bardziej marzy się o tym, by syn został piosenkarzem, a jeśli rodzi się córka – to tancerką. Do tego – w przypadku mężczyzn – znalezienie tutaj kogoś bez wąsów i brody graniczy z cudem, bowiem oba te atuty oznaczają siłę.

 

ŻYCIE ZA JEDNEGO DOLARA

Czy w Indiach widać biedę? Wszystko zależy od tego, dokąd się udamy. Zakłada się, że w tym kraju nawet 40 procent ludności żyje poniżej granicy ubóstwa. Powodem tego jest duża liczba ludności, ale i również klęski żywiołowe, niszczące tutejsze uprawy. Następstwem wysokiego ubóstwa są niskie ceny. Potrawa w postaci puree ziemniaczanego, sosu i czegoś na wzór naleśnika kosztuje równowartość jednego dolara. Podobnie jest z cenami pamiątek. A tych tutaj nie brakuje. Choć oczywiście to nie jedyny argument za tym, by odwiedzić ten kraj.

 

 

Krzysztof Pyzia

Uwaga! Kopiowanie fragmentów oraz całego tekstu bez zgody autora zabronione!

Tekst po raz pierwszy ukazał się w tygodniu
Angora (numer 51/2019 z dnia 22.12.2019, Strona 78
)

Tygodnik Angora - logo

 

Przeczytaj również o:

+ Kuba +

+ Meksyk +

+ Dominikana +

+ Malediwy +